Trzy słowa

Kiedy wychodzę z domu, to mogę idąc szybkim krokiem znaleźć się w ciągu 8 minut przed obrazem Jezusa Miłosiernego w krakowskich Łagiewnikach. Mieszkam tu już ponad 30 lat i obserwowałem, jak skromna zakonnica została wyniesiona na ołtarze, a spokojne miejsce, zwane przez miejscowych Górką, przemieniało się w światowe centrum kultu Bożego Miłosierdzia. Muszę przyznać, że wzrastanie w cieniu tego Sanktuarium miało ważny wpływ na moje życie. Ostatnio uświadomiłem sobie również, że do wielu treści, które przekazała św. Faustyna, musiałem po prostu dorosnąć, zapewne do części z nich nadal dojrzewam.

Spoglądam dziś na obraz, o którego namalowanie Jezus prosił swoją sekretarkę św. Faustynę, a który znajduje niemal w każdym kościele i w wielu domach. Czytam trzy słowa widniejące na nim, którymi często modlę się sam i z rodziną. Wiem, że prawda w nich zawarta jest jedyną sensowną receptą na dziwne czasy, w jakich przyszło nam żyć. Te trzy niepozorne słowa niosą też ze sobą rewolucyjny, ale jedyny skuteczny program dla człowieka, by on wygrał życie. Są tym samym nadzieją dla świata.

Jezu

Nie jestem na pierwszym miejscu. To trudna prawda, bo wymagająca codziennego zmagania z sobą, ale słuszna, mająca na celu moje dobro. Każdy pragnie posiadać umiejętność mądrego decydowania, układania spraw na właściwym miejscu i we właściwej kolejności. To jest możliwe – receptę podał dawno temu św. Augustyn, zapewniając, że tak się stanie, jeśli Boga postawię na pierwszym miejscu. Oddanie pierwszeństwa Bogu zmienia perspektywę patrzenia na wszystko, np. na zaspokajanie potrzeb swoich i rodziny, gromadzenie dóbr materialnych, kryzys wieku średniego, puste gniazdo, samotność u schyłku życia…

Spodobało się Bogu zbawić świat i człowieka przez Wcielenie swego Syna. Odległy niegdyś Bóg zaprasza do bliskiej relacji. Zwracam się bezpośrednio do Niego po imieniu, tak jak On czynił względem ludzi, co zaznaczono na kartach Ewangelii. On nieustannie zaprasza: Zaprzyjaźnij się ze Mną, mów Mi po imieniu, nie obawiaj się poznać Mnie bliżej, zawsze możesz Mnie zawołać, jestem blisko ciebie. Wypowiadając imię Jezus, jednocześnie wyznaję wiarę, ponieważ wypowiadam to, co ono oznacza: Bóg zbawia. Wreszcie użycie wołacza nie jest przypadkowe – proszę Jezusa o pomoc.

W nowszych przekładach Pisma Świętego znajdujemy już raczej formę: Jezusie. Występująca tu, znana ze staropolskich przekładów Biblii czy pieśni religijnych, forma: Jezu wynika z różnych sposobów asymilacji w języku polskim wyrazów obcych o zakończeniach: us. Stąd spotykane też w niektórych tekstach słowo Chryst. Dla mnie to zakorzenione w wielowiekowej tradycji skrócenie imienia Jezusa podkreśla jeszcze bardziej Jego zaproszenie do zażyłej relacji z Nim.

Ufam

To coś więcej niż wierzę w Boga. Święty Jakub w swoim liście napisał, że złe duchy też wierzą i drżą. Chodzi raczej o to, by wierzyć Bogu. Zatem znowu mowa o relacji. Jezus zaprasza do zaryzykowania głębokiej wiary, ponieważ tylko wtedy będę zdolny zobaczyć Jego niepojętą miłość do mnie i jej konsekwencje w moim życiu. Powierzchowność w relacjach z człowiekiem do niczego nie zobowiązuje, nie daje oparcia w chwilach trudnych, gdy potrzebna jest pomoc. Jezus jest inny – cieszy się z każdej relacji, ale delikatnie zachęca: zaufaj Mi jeszcze bardziej.

Ufność jest nacechowana nadzieją. Chrześcijaństwo to religia nadziei. Przygotowujemy się na powtórne przyjście Jezusa, odkrywamy w życiu tęsknotę za naszą prawdziwą Ojczyzną, podążając różnymi ścieżkami wiary. Przekonujemy się coraz bardziej, że zostaliśmy stworzeni do czegoś więcej niż tylko to, co świat może nam zaofiarować. Nadzieja ma w sobie pierwiastek aktywny i twórczy: to pełne inspiracji oczekiwanie na coś pięknego i wspaniałego. Myślę, że można porównać to, o czym piszę, z przygotowaniami do ślubu lub tworzeniem wyjątkowego prezentu dla bliskiej osoby czy z powstawaniem pięknego dzieła: obrazu, rzeźby, kompozycji muzycznej. Jesteśmy szczęśliwi z finału, ale często bardziej wspominamy same przygotowania niż ostateczny efekt.

W zdaniu: Jezu, ufam Tobie słowo: ufam jest orzeczeniem. Ważny jest czas, w jakim ono występuje, bo oznacza, że chodzi tu o życie teraźniejszością, nie o rozpamiętywanie przeszłości ani zajmowanie się mrzonkami. Tu i teraz ufam, podejmując codzienne decyzje zgodne z Jego wolą. A podmiot? Jest domyślny: ja. Wracamy znów do relacji. Może czasem chcielibyśmy, żeby w podpisie obrazu było: ufamy albo ufa się. Jezus pragnie relacji indywidualnej z każdym z nas, ze mną. Nie mogę ukrywać się za cudzym życiem, cudzymi wyborami, zakładać wciąż cudzą maskę. Przed Nim muszę być prawdziwy, tylko wtedy będzie mógł działać w moim życiu bez przeszkód. To trudne, kiedy całe życie pouczano mnie, by nikomu zbytnio nie ufać. Nierzadko sobie samemu nie ufam.

Tobie

Czy nie wystarczyłoby napisać: Jezu, ufam? Pewnie nie, skoro Jezus podał inną formułę. On nie chce niedomówień, bo jest Gwarantem i Celem. On zaczyna i On kończy działanie w moim życiu. Jednocześnie potwierdza, że chce być ze mną na ty, w takiej bliskości jak z przyjacielem. A może – jak opowiadał w jednej ze swoich konferencji ks. Grzywocz – drogę do zaufania Jezusowi trzeba rozpocząć od pokornego wyznania prawdy, jak opisywany przez niego mężczyzna, który przed obrazem Jezusa Miłosiernego szczerze wyznał: Jezu, nie ufam Tobie? Ta szczerość uruchamia naturalną drogę szukania odpowiedzi na pytanie: co stoi na przeszkodzie do bliskiej relacji z Jezusem?

Jakiś czas temu pojawiły się w całej Polsce billboardy, przedstawiające nienarodzone dziecko w matczynym łonie w kształcie serca, z napisem: ufam tobie. Wiele tych plakatów zostało zniszczonych, a na jednym ktoś przekreślił słowo: tobie i napisał: sobie. Pamiętam również baner z manifestacji z napisem: Jezu, ufam sobie. To postawa zupełnie inna od wspomnianego przed chwilą: Jezu, nie ufam Tobie. Postawa prowokacyjnie rzucająca wyzwanie Bogu. Jezus nie zbawia na siłę. On nie chce, aby cokolwiek spowalniało lub utrudniało prawdziwe spotkanie z Nim. Jest cierpliwy, ale ciągle szukający człowieka. Obraz Jezusa Miłosiernego także to wyraża, bo Jezus jest w ruchu. To On pierwszy czyni krok w moim kierunku, wychodząc z ciemności i pustki.

Jezu, ufam Tobie!

Podpis: Jezu, ufam Tobie jest integralnie złączony z obrazem i precyzuje zaproszenie do relacji z Jezusem. Jaki jest Jezus, który mnie zaprasza? Jego spojrzenie jest łagodne, ale odważne, patrzy mi prosto w oczy, chce powiedzieć: tylko ty i Ja. Ma poranione ręce, utrudzone i okaleczone dla mnie. Prawa, podniesiona do błogosławieństwa, oznacza: nie bój się Mnie, nie przychodzę sądzić, wypominać, oskarżać, ale chcę ci błogosławić, chcę twego dobra. Błogosławiąca ręka niejako rozgrzesza, uwalnia, usprawiedliwia, przypomina też o sakramencie pokuty. Lewa ręka wskazuje na serce. Jezus nie chce tylko kolegi czy znajomego, On zaprasza do serca, do żywej i bliskiej relacji. Promienie symbolizują sakramenty: blady – chrztu i sakramentu pojednania, a czerwony – Eucharystii, przestrzenie doświadczania Jego miłosierdzia. Odkrywanie na nowo tajemnicy słowa i sakramentów św. – to droga na całe życie.

Zrozumienie i przyjęcie tej drogi, jaką wskazuje Jezus na tym obrazie, to jedyna nadzieja dla człowieka i świata. Słowa z podpisu obrazu porządkują wartości, uczą pokory, pocieszają, leczą z pychy i egoizmu, uczą służby i świadectwa, uwalniają od lęku. Bez tego programu świat, Kościół, człowiek, zawsze się będzie czegoś obawiał: samotności, śmierci, choroby, szczepionki, władzy, wojny, terroryzmu, prześladowania, ideologii. Chrześcijanin nie musi się bać. Ja nie muszę się bać. Jezus już zwyciężył. A zatem: JEZU, UFAM TOBIE!

Andrzej Grudzień

———————-

„Orędzie Miłosierdzia” 2024, nr 132