Miłosierdzie jest „naj!”

Jakim jest Bóg w istocie swojej, nikt nie zgłębi, ani umysł anielski, ani ludzki. Jezus mi powiedział: Poznawaj Boga przez rozważanie przymiotów Jego (Dz. 30). Pan udzielił mi wiele światła poznania Jego przymiotów. Pierwszym przymiotem, jaki mi Pan dał poznać to Jego świętość. Świętość ta jest tak wielka, że drżą przed Nim wszystkie Potęgi i Moce. Duchy czyste zasłaniają swoje oblicze i pogrążają się w nieustannej adoracji, a jeden ich tylko wyraz największej czci, to jest Święty… Świętość Boga rozlana jest na Kościół Boży i na każdą w nim żyjącą duszę jednak nie w równym sobie stopniu. Są dusze na wskroś przebóstwione, a są też dusze zaledwie żyjące. Drugie poznanie udzielił mi Pan to jest Jego sprawiedliwość. Sprawiedliwość Jego jest tak wielka i przenikliwa, że sięga w głąb istoty rzeczy i wszystko wobec Niego staje w obnażonej prawdzie, i nic się ostać by nie mogło. Trzecim przymiotem jest miłość i miłosierdzie. I zrozumiałam, że największym przymiotem jest miłość i miłosierdzie. Ono łączy stworzenie ze Stwórcą. Największą miłość i przepaść miłosierdzia poznaję we Wcieleniu Słowa, w Jego odkupieniu, i tu poznałam, że ten przymiot jest największy w Bogu (Dz. 180).

Zawsze, gdy mówimy o Panu Bogu, dotykamy tajemnicy. I choć wiemy, że tej tajemnicy nigdy nie zgłębimy, pragniemy jednak poznawać Boga, zbliżać się do Niego, chcemy mieć z Nim coraz głębszą relację. W tym fragmencie „Dzienniczka“ Jezus mówi jasno, że istoty Boga nie poznamy, ale możemy zbliżać się do Niego przez rozważanie Jego przymiotów, czyli mówiąc naszym językiem: cech charakterystycznych, właściwości. Wiemy, że wszystkie cechy Boga są pełnią, są doskonałe i nic w Nim nie jest większe ani mniejsze. A jednak Siostra Faustyna napisała, że miłosierdzie jest największym przymiotem Pana Boga. Jak to rozumieć? To jest ciekawy wątek. W naszych czasach papieże także mówili o miłosierdziu Bożym, używając przedrostka: naj. Jan Paweł II mówił o miłosierdziu Bożym jako najwspanialszym przymiocie Boga, zaś Jan XXIII mówił, że jest najpiękniejszym przymiotem Boga. Używając przedrostka naj, wynosili miłosierdzie ponad inne przymioty Boga. Jednak, zanim oni zaczęli tak odważnie mówić o miłosierdziu Boga, Siostra Faustyna pisała, że miłosierdzie jest największym Jego przymiotem. Jak to rozumieć, skoro w Bogu wszystkie przymioty są równe, doskonałe, nieskończone? Otóż miłosierdzie jest największe w sensie działania Boga na zewnątrz, wobec nas, w znaczeniu tego, czego człowiek doświadcza. Pan Bóg daje nam doświadczyć przede wszystkim swojej miłości miłosiernej, swojego przebaczenia. Świętość Jego i sprawiedliwość jest doskonała i jest w Nim pełnią, ale w tym, jak On się do nas odnosi, jak się do nas zwraca, jak się z nami komunikuje, jak wychodzi ku nam, to jest przede wszystkim miłosierdzie, bo tego jako słabi i grzeszni najbardziej potrzebujemy.

Zazdrosny Bóg

Kiedy byłam wysłana na kurację do domu płockiego, miałam szczęście ubierać kaplicę kwiatami. (…) W pewnym dniu nazrywałam najpiękniejszych róż, aby ubrać pokój pewnej osobie. Kiedy się zbliżyłam do ganku, ujrzałam Pana Jezusa stojącego w tym ganku, który mnie zapytał łaskawie: „Córko Moja, komu niesiesz te kwiaty?”. Milczenie moje było odpowiedzią dla Pana, ponieważ w tej chwili poznałam, że miałam bardzo subtelne przywiązanie do tej osoby, którego przedtem nie dostrzegałam. Natychmiast Jezus znikł. W tej chwili rzuciłam te kwiaty na ziemię i poszłam przed Najświętszy Sakrament z sercem przepełnionym wdzięcznością za tę łaskę poznania siebie. O Boskie Słońce, przy Twych promieniach dusza widzi najmniejsze pyłki, które Tobie się nie podobają (Dz. 71).

Nie wiemy, komu konkretnie Siostra Faustyna chciała zanieść kwiaty, ale był to ktoś, do kogo czuła subtelne przywiązanie, prawdopodobnie do matki generalnej Michaeli Moraczewskiej, wobec której żywiła tak wiele wdzięczności. Po ludzku patrząc na to wydarzenie, można sądzić, że Jezus jakby był zazdrosny o jej miłość. Dlaczego? Bo chciał, aby była zupełnie wolna od ludzkich przywiazań, by szybowała wysoko, szczęście odnajdując w miłowaniu Boga, któremu w ślubach przyrzekała wyłączną miłość, a ze względu na Niego, by  miłowała także innych ludzi.

Ta historia może być zachętą do tego, aby przyjrzeć się sobie i zapytać: jak wiele mam przywiązań? Słowo: przywiązanie jest bardzo wymowne. W sumie nikt z nas nie chciałby chyba być przywiązany, a mamy różne łańcuchy, sznurki, nitki, które nas przywiązują do kogoś lub czegoś. A przecież jesteśmy stworzeni do wysokich lotów, nie do siedzenia w miejscu lub pełzania po ziemi, więc im więcej mamy różnych, nawet subtelnych przywiązań, tym mniejsza szansa, że się w ogóle wzniesiemy nad ziemię, nad to, co bazowe, biologiczne, instynktowne. Jezus każdego dnia subtelnie odsłania nam prawdę o nas, o tym, na jakim etapie drogi jesteśmy, co mamy jeszcze do przepracowania. On chce, żebyśmy żyli w prawdzie, bo prawda wyzwala, daje nam przestrzeń, by rozpościerać skrzydła do lotu! Siostra Faustyna, podsumowując to wydarzenie, napisała, że jest wdzięczna za tę łaskę poznania siebie.

W kontekście tego wydarzenia może także wybrzmiewać kwestia miłości zazdrosnej – zapewne wyczuwamy ją w słowach Jezusa do Siostry Faustyny. W tym wydarzeniu centralne miejsce w jej sercu zajął ktoś inny. Choć subtelnie, choć na chwilę, ale jednak… Kilka lat później Jezus wyznał jej: Mnie się rozchodzi o każde drgnienie twego serca; każde drgnienie twojej miłości odbija się w sercu Moim. Jestem spragniony miłości twojej (Dz. 1542). Mamy więc tu kolejne zaproszenie do refleksji nad sobą, nad tym, kto zajmuje centralne miejsce w moim życiu, dla kogo bije moje serce? Jak to sprawdzić? Może zwyczajnie przyjrzeć się, wokół kogo najczęściej krążą moje myśli? Nie bójmy się stanąć w prawdzie, nawet jeśli będzie niewygodna. Każdy z nas jest na innym etapie drogi. Ważne, by wiedzieć, na jakim ja jestem i szczerze o tym z Bogiem porozmawiać. On nas będzie prowadził dalej, głębiej, wyżej. Oczywiście, jeśli Mu na to pozwolimy.

W Ewangelii Jezus mówi, że pierwszym przykazaniem jest: Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całym swoim umysłem i całą swoją mocą (Mk 12, 30). Drugim natomiast: Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego (Mk 12, 31). Kolejność jest tu bardzo ważna, bowiem tylko w tej kolejności może w ogóle zaistnieć prawdziwa miłość. Gdy Bogu oddajemy całe swoje serce, kiedy On się staje centralnym obiektem naszych myśli, pragnień, to właśnie wtedy zaczynamy w wolności i prawdzie kochać innych. Wtedy już nie pragniemy nikogo dla siebie, zniewalając go miłością zaborczą, zazdrosną, w sposób chory…, tylko kochamy w totalnej wolności i nie oczekując niczego w zamian. Gdy zapychamy ludźmi głód naszego samotnego serca, działa to trochę jak znieczulacz, jak jakaś tabletka przeciwbólowa. To nigdy nie uleczy bólu serca ani źródła bólu, bo nim jest brak relacji z Bogiem, tęsknota za Jego miłością, za relacją z Nim. Więc ta zazdrosna miłość Pana Boga o nas tak naprawdę ma na uwadze nasze dobro. Bóg nie potrzebuje, byśmy zapełnili Jego głód miłości, bo On jest Miłością, w której nie ma żadnych braków i potrzeb. On po prostu wie, że tylko On sam jest odpowiedzią na nasze głody. I dlatego pragnie tak ukierunkować nasze dążenia, nasze wybory życiowe, żebyśmy nie chodzili po obrzeżach i nie szukali pokarmu dla miłości tam, gdzie go nie ma lub tylko na chwilę syci. Pragnie, żebyśmy naprawdę szli najpierw do Niego, żeby On mógł zająć centralne miejsce w naszym sercu, w naszych myślach, w naszych wyborach, w naszych pragnieniach. A wtedy wszystkie inne pragnienia, wybory, relacje stają się piękne, wolne, głębokie i prawdziwe. I tego uczymy się od siostry Faustyny, czytając jej „Dzienniczek”.

s. M. Gaudia Skass ISMM

————————-

„Orędzie Miłosierdzia” 2024, nr 132